Zepsuty telewizor, pralka czy smartphone? Takie sytuacje w życiu codziennym mogą przytrafić się każdemu z Nas. Co w temacie napraw i gwarancji wprowadzi w życie dyrektywa R2R? Adrianna Glapiak, autorka tekstów prawnych na blogu ifirma.pl omawia w rozmowie z Krzysztofem Janosiem.
Adrianna Glapiak: Wydaje mi się, że prawo do naprawy będzie odpowiednią nazwą. Ta dyrektywa przede wszystkim próbuje wypromować taką instytucję, jaką jest naprawa. Jako konsumenci, otrzymując od naszego sprzedawcy, podmiotu gospodarczego, wadliwy produkt, od razu sobie myślimy, że chcielibyśmy nowy — nowy komputer, nowy smartfon. Jakbym dostała zepsuty telewizor, to od razu bym pomyślała, że nie chce go naprawiać, bo mogłoby się okazać, że zostanie niewłaściwie naprawiony i znowu będę musiała oddawać go na serwis. Prawodawcy europejskiemu chodzi o to, żeby promować naprawę i zmienić podejście do tematu na bardziej ekologiczne, a nas zachęcić to tego, aby zamiast wyrzucać zepsuty, wadliwy, czy pozbawiony funkcjonalności sprzęt, skupić się na przywróceniu mu pierwotnych cech funkcjonalnych.
Sprawdź również nasz materiał na Youtube w temacie dyrektywy R2R
W momencie, w którym wygaśnie nam, zazwyczaj dwuletnia, gwarancja jako konsumenci jesteśmy tak naprawdę pozbawieni jakichkolwiek roszczeń względem sprzedawcy czy producenta. Załóżmy, że po tych dwóch latach psuje nam się psuje nam się właśnie pralka. Teraz na ratunek przychodzi nam ta dyrektywa i potem jej implementacja do prawa polskiego, bo na jej mocy gwarancja nie kończy się po upływie dwóch lat. Wracamy więc myślami do naszej pralki i przypominamy sobie, że mamy możliwość zwrócenia się do sprzedawcy z prośbą o naprawę. Nawet jeśli ustawa ma wejść za 2 czy 3 lata, ale sprzedawca w oświadczeniu gwarancyjnym zaznaczy, że istnieje możliwość dalszej naprawy, to gwarancja zostanie przedłużona o 12 miesięcy, a my będziemy mieć świadomość, że nasza zepsuta rzecz zostanie przez ten podmiot gospodarczy naprawiona.
Na pewno będą mieli znacznie więcej pracy, bo zgodnie z dyrektywą będą musieli nam ten obowiązek naprawy zapewnić. Nie tylko będą musieli nas poinformować, że taka naprawa będzie możliwa, czy w trakcie trwania gwarancji, do czego będą nas bardzo zachęcać, czy po jej upływie. My jako konsumenci będziemy mieli świadomość tego, że bez względu na to, czy coś się zepsuje teraz, czy później, to mamy możliwość naprawienia.
Najważniejsze jest poinformowanie nabywców, nas — konsumentów, o tym, że naprawa jest możliwa. Można to zrobić na przykład przez stronę internetową, na którą zazwyczaj, wchodzimy, szukając jakiegoś sprzętu, załóżmy AGD. Jasna, przejrzysta informacja, która wskaże możliwość naprawy, powinna też znaleźć się w umowie sprzedaży czy innych dokumentach, które będą do tej umowy dołączane. Producenci będą również zobowiązani do zapewnienia części zamiennych, aby konsumenci nie musieli się martwić, czy dana część pralki będzie dostępna. Jeśli ta albo pralka ma już trzy lata, jest stara, a części do niej niedostępne, to będzie to zmartwienie producenta, ponieważ obowiązek znalezienia części i podmiotu sprawującego serwis spoczywa na nim.
Zgadza się, ale trzeba pamiętać, że to nie tylko dodatkowa praca, a więc zarobek i zysk. Wobec takich podmiotów naprawczych powstanie szereg obowiązków. Takie podmioty naprawcze jak serwisy czy złote rączki, które będą oczywiście musiały się wylegitymować, że ich usługi są zgodne z europejskimi czy krajowymi standardami, będą również zobowiązane do okazania tak zwanego europejskiego formularza dotyczącego naprawy. W dużym skrócie jest to pewnego rodzaju oferta, która będzie przedstawiać podmiot naprawczy. Będą w nim informacje o tym, kim jest serwisant, jaki jest przedmiot naprawy, co będzie podlegało serwisowi, czy istnieje część zamienna i za pomocą jakich części będzie odbywała się naprawa. W formularzu musi też znaleźć się szacunkowy czas naprawy, ponieważ jako konsumenci musimy wiedzieć, czy będziemy pozbawieni pralki przez 30 dni, pół roku czy dwa dni, a także informacja o kosztach.
Szacunkowy czas Takiej naprawy, bo musimy wiedzieć, czy będziemy pozbawieni pralki na 30 dni, pół roku, a może w dwa dni to naprawią. I przede wszystkim koszty. Dla konsumenta istotne jest to, że taka „oferta” będzie ważna przez 30 dni. Serwisant nie będzie więc mógł dokonać modyfikacji danych zapisów, bo nie będą one wiążące. Jest to o tyle ważne, że później konsument zawrze z serwisantem umowę o świadczenie usług naprawczych, do której, co do zasady, skopiują wcześniejsze postanowienia z formularza.
Zgadza się. To jest też forma ochrony praw konsumenta. Przecież nawet jak się podpisze daną umowę, zawsze można ją aneksować, jeśli serwisant zasygnalizuje, że wystąpił jakiś problem albo dodatkowe okoliczności, które uzasadniają modyfikację dotychczasowych przepisów.
Dyrektywa zawiera przepis, że podmiot spoza Unii Europejskiej musi mieć swojego przedstawiciela na miejscu. Jeśli producent ma siedzibę na w Chinach, a, w Polsce tylko prowadzi sprzedaż, to w sytuacji, kiedy zakupiony od niego smartfon jest wadliwy, zazwyczaj konsument nie ma ochoty przechodzić przez całą procedurę zwrotu i wysyłać przesyłki do Chin. Wtedy trzeba się zgłosić do podmiotu, który został wyznaczony przez tego sprzedawcę na przedstawiciela.
Trudno określić, na jakiej podstawie i w jakiej roli będzie ten przedstawiciel występował, bo dyrektywa wskazuje tylko na konieczność powołania takiej osoby. To będzie łatwiejsze, dopiero kiedy zapoznamy się z całą dokumentacją sprzedaży i dokumentami dołączonymi, które jasno określą, że Jan Kowalski jest przedstawicielem sprzedawcy i wszelkie roszczenia należy kierować do niego.
Trzeba będzie się z tym zapoznać, bo na początku może to być trudne. Samo roszczenie co do naprawy nie rodzi dużych obowiązków tylko po stronie sprzedawcy i producenta, ale również innych osób, które będą się tym zajmować. Praktyka pokaże jak bardzo skomplikowana i zawiła będzie to sprawa. Na tę chwilę trudno wybiegać w przyszłość i oceniać, jak to będzie działało, ale wydaje mi się, że naprawdę na początku będzie to trochę chaotyczne. Im dalej w las, tym może być łatwiej i pewnie uda się wypracować systematykę roszczeń naprawczych, a na końcu może się okazać, że jest to dobrze funkcjonujące rozwiązanie. Na początku będzie to pewnie jednak nie lada wyzwanie, szczególnie dla osób z łańcucha dostaw.
Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że to jest też możliwość dla osób, które poszukują dodatkowego zarobku, a do tej pory hobbystycznie naprawiali komputery czy telefony. Teraz będą mogli śmiało założyć działalność gospodarczą skoncentrowaną wyłącznie na takiej naprawie i stać się podmiotem naprawczym, autoryzowanym bądź nieautoryzowanym serwisem.
Kiedy podmiot naprawczy, załóżmy Jan Kowalski, założy sobie firmę, żeby naprawiać smartfony na podstawie przepisów, to przestanie być anonimowy. Dyrektywa zakłada obowiązek, przypuszczam, że w kraju, bo nie jest to doprecyzowane, do założenia platformy, dzięki której konsument może wyszukać serwisanta.
To jest idealny pomysł na biznes, bo części zamienne będą dostarczane, ktoś będzie miał podstawy do naprawienia wadliwego przedmiotu, a przy okazji na tym zarobi.
Kiedy mamy do dyspozycji tylko regulację unijną, nie mając przy tym jeszcze nawet projektu ustawy, to jest trudny temat. W naszym kraju niełatwo jest powiedzieć, co to jest rozsądna cena i co to jest rozsądny termin, bo dla niektórych rozsądnym terminem będzie 7 dni naprawy, a podmiot naprawczy powie, że potrzebuje minimum miesiąca. Sądzisz, że to może być jeszcze doprecyzowane? Tak naprawdę różne części mogą się zepsuć i nigdzie nie jest powiedziane, że część A będzie kosztować 5 zł, ale podobną wielkością część B może już kosztować 500 zł. Nawet ustalenie takich widełek cenowych będzie według mnie niemożliwe. „Rozsądny termin” i „rozsądna cena” to są pojęcie nieostre i nawet jeżeli takowe zostaną przeniesione na polski akt prawny do naszej ustawy, to może rodzić bardzo dużo sporów i roszczeń zarówno po stronie konsumenta, jak i osoby, która naprawia. Przecież konsument może powiedzieć, że naprawa powinna się odbyć w ciągu 14 dni, a serwisant odpowie, że ma na to dni 30. Bo jego zdaniem właśnie tyle ta naprawa powinna zająć.
Myślę, że już teraz musimy podejść do tego zdroworozsądkowo. Jeżeli coś nam się zepsuło raz — można to naprawić, drugi raz — zdarza się, ale jak się zepsuje trzeci, czwarty, piąty i szósty, to już chyba trzeba założyć, że problem tkwi w całości danego produktu, a nie tylko jednej wadliwej części.
Co istotne, konsument może wybrać, czy rzeczywiście oddaje sprzęt do naprawy, czy jednak wybiera wymianę na nowy towar. Ta dyrektywa ma za zadanie zachęcić konsumenta do naprawy, a nie go do niej przymuszać. Może się więc zdarzyć, że mimo tego, że producent poinformuje konsumenta o możliwości naprawy i wypełni wszystkie obowiązki, które zostały nałożone na niego dyrektywą, konsument nie zgodzi się na naprawę. To jest pojęcie do naszego swobodnego wyboru.
Może to być zachęcające, a nie musi. Praktyka wszystko pokaże, ale konsument będzie tutaj miał to prawo wyboru. Przypuszczam, że zachętą będzie to, że w czasie gwarancji to producent będzie musiał zapewnić części zamienne i znaleźć odpowiedni punkt serwisowy. Po okresie gwarancyjnym konsument sam musi znaleźć taki podmiot przy użyciu tej magicznej wyszukiwarki. Po okresie gwarancji ustawowej, którą nam dodatkowo zagwarantował nasz sprzedawca, nie wiem, czy komuś się będzie chciało bawić w szukanie takiego serwisanta, ale, jak już mówiłam, praktyka pokaże. W końcu przede wszystkim chodzi tu o zmniejszenie ilości wytwarzanych odpadów.
Zachęcające może być też to, że na czas naprawy będziemy mieć zapewniony sprzęt zastępczy.
Jeśli serwisant uzna za możliwe zorganizowanie sprzętu zastępczego, to takowy wyda, czasem odpłatnie, czasem nieodpłatnie. Wszystko to zawarte jest w europejskim formularzu, dlatego trzeba będzie go bardzo dokładnie przestudiować, pamiętając o tym, że te ustalenia są wiążące w zakresie podpisania umowy o świadczenie usług naprawczych.
Zachęcamy do komentowania naszych artykułów. Wyraź swoje zdanie i włącz się w dyskusje z innymi czytelnikami. Na indywidualne pytania (z zakresu podatków i księgowości) użytkowników ifirma.pl odpowiadamy przez e-mail, czat lub telefon – skontaktuj się z nami.
Administratorem Twoich danych osobowych jest IFIRMA S.A. z siedzibą we Wrocławiu. Dodając komentarz na blogu, przekazujesz nam swoje dane: imię i nazwisko, adres e-mail oraz treść komentarza. W systemie odnotowywany jest także adres IP, z wykorzystaniem którego dodałeś komentarz. Dane zostają zapisane w bazie systemu WordPress. Twoje dane są przetwarzane na podstawie Twojej zgody, wynikającej z dodania komentarza. Dane są przetwarzane w celu opublikowania komentarza na blogu, jak również w celu obrony lub dochodzenia roszczeń. Dane w bazie systemu WordPress są w niej przechowywane przez okres funkcjonowania bloga. O szczegółach przetwarzania danych przez IFIRMA S.A dowiesz się ze strony polityki prywatności serwisu ifirma.pl.
Dzień dobry,
Pani Adrianna Glapiak twierdzi, że
“… podmioty naprawcze jak serwisy czy złote rączki, które będą oczywiście musiały się wylegitymować, że ich usługi są zgodne z europejskimi czy krajowymi standardami, będą również zobowiązane do okazania tak zwanego europejskiego formularza dotyczącego naprawy.”
To nie tak: zgodnie z motywem 10 preambuły do dyrektywy: “podmioty zajmujące się naprawą powinny mieć możliwość dobrowolnego korzystania ze standardowego europejskiego formularza informacji o naprawie”. W motywie 11 z kolei jest napisane: “Jeżeli europejski formularz informacji o naprawie nie jest przekazywany, konsument powinien również mieć możliwość zawarcia z podmiotem zajmującym się naprawą umowy o świadczenie usług naprawy na podstawie informacji udzielanych przed zawarciem umowy w inny sposób zgodnie z dyrektywą 2011/83/UE.”
Wniosek: punkt serwisowy może, ale nie musi przekazywać konsumentowi przedmiotowy formularz.
Dziękujemy za komentarz i wnikliwe zapoznanie się z materiałem. Fragment naszej rozmowy, który zawiera się w tym komentarzu zakłada sytuację, kiedy europejski formularz jest już wymagany (zakładając, że podmiot naprawczy uprzednio zdecydował się na skorzystanie ze standardowego europejskiego formularza informacji), bowiem w dalszej części omawiamy w skrócie czym jest tenże formularz. Oczywiście, zgadzamy się, iż dokument ten jest dokumentem fakultatywnym (dobrowolnym), czego mogło zabraknąć w niniejszym materiale, niemniej wypowiedź zawierająca się w przytoczonym fragmencie zakłada sytuacje, kiedy to już zdecydowano się posługiwać przedmiotowym formularzem (który to będzie wiążący dla stron o czym należy pamiętać, albowiem informacje w nim zawarte będą ważne przez kolejne 30 dni). Zatem fragment rozmowy obejmuje konkretny przypadek, tj. sytuację, w której formularz został wybrany na główny i wiążący strony dokument “w procesie naprawy”.